- Wpuść ją! Przecież oszalejemy! - Harry podszedł szybko do okna i wpuścił sowę. Ona jednak tylko położyła na wewnętrznym parapecie list i odleciała. - Kto jest taki zabawny, że wysyła takie upierdliwe... - Ginny nie dokończyła, bo zobaczyła minę Harry'ego.
- To jest wyjec... Ginny czy ty powiedziałaś rodzicom..? - po jej minie wiedział, że nie i tylko westchnął ciężko. - Chyba wiem zatem skąd ten list. Miejmy to już za sobą.
Przez kolejne 15 minut słuchali tyrrady pani Wesley na temat nieodpowiedzialności, a co najmniej głupoty, bo oni się tutaj całą noc zamartwiają "<są dorośli Molly i tak ich nie przypilnujesz cały czas>" nie wiedząc gdzie jest ich córka, bo oczywiście może być u Harry'ego, ale może też być porwana. Jednym słowem dawno się tak nie uśmiali.
- Tato chyba się nie przejął za bardzo. - po wysłuchaniu wszystkich skarg i zażaleń, i gdy już wysłali patronusa do Nory, że są cali i zdrowi, ponadto przepraszają i obiecują skruchę, robili sobie śniadanie.
- Spodziewał się tego coś mi się wydaje, bo wczoraj spotkałem go na Pokątnej jak skoczyłem kupić ostatnie farby, bo opowiadał mi o dzisiejszej, rodzinnej kolacji, na którą mamy przyjść i żebyśmy nie zapomnieli! - uśmiechnął się do niej podając kawę.
- Ale ja nic o niej nie wiem!
- Pewnie jakbyś spała w domu to byś się dowiedziała - musiał się szybko uchylić, bo kulka z gazety już leciała w jego stronę. Nie dał się zaskoczyć. Przez to, że "kroił" różdżką chleb, mógł szybko odbić kulkę, która trafiła zdezorientowaną Ginny prosto w nos.
- Nigdy więcej nie będę tu spać! - dziewczyna odwróciła się od niego, a on się zaśmiał.
- Dobra, nie ma problemu. Jeszcze zatęsknisz, a wtedy może nie być tak łatwo wrócić. - ze spokojem postawił jedzenie na stole i usiadł przy nim, jednocześnie obserwując zaskoczoną i złą minę dziewczyny.
- O czym ty mówisz? - przerażona usiadła, ale gdy zobaczyła, że powstrzymuje się od śmiechu, żachnęła się i za chwilę śmiali się oboje.
- To jest wyjec... Ginny czy ty powiedziałaś rodzicom..? - po jej minie wiedział, że nie i tylko westchnął ciężko. - Chyba wiem zatem skąd ten list. Miejmy to już za sobą.
Przez kolejne 15 minut słuchali tyrrady pani Wesley na temat nieodpowiedzialności, a co najmniej głupoty, bo oni się tutaj całą noc zamartwiają "<są dorośli Molly i tak ich nie przypilnujesz cały czas>" nie wiedząc gdzie jest ich córka, bo oczywiście może być u Harry'ego, ale może też być porwana. Jednym słowem dawno się tak nie uśmiali.
- Tato chyba się nie przejął za bardzo. - po wysłuchaniu wszystkich skarg i zażaleń, i gdy już wysłali patronusa do Nory, że są cali i zdrowi, ponadto przepraszają i obiecują skruchę, robili sobie śniadanie.
- Spodziewał się tego coś mi się wydaje, bo wczoraj spotkałem go na Pokątnej jak skoczyłem kupić ostatnie farby, bo opowiadał mi o dzisiejszej, rodzinnej kolacji, na którą mamy przyjść i żebyśmy nie zapomnieli! - uśmiechnął się do niej podając kawę.
- Ale ja nic o niej nie wiem!
- Pewnie jakbyś spała w domu to byś się dowiedziała - musiał się szybko uchylić, bo kulka z gazety już leciała w jego stronę. Nie dał się zaskoczyć. Przez to, że "kroił" różdżką chleb, mógł szybko odbić kulkę, która trafiła zdezorientowaną Ginny prosto w nos.
- Nigdy więcej nie będę tu spać! - dziewczyna odwróciła się od niego, a on się zaśmiał.
- Dobra, nie ma problemu. Jeszcze zatęsknisz, a wtedy może nie być tak łatwo wrócić. - ze spokojem postawił jedzenie na stole i usiadł przy nim, jednocześnie obserwując zaskoczoną i złą minę dziewczyny.
- O czym ty mówisz? - przerażona usiadła, ale gdy zobaczyła, że powstrzymuje się od śmiechu, żachnęła się i za chwilę śmiali się oboje.
***
- Dzień dobry pani Tonks! - Ginny otworzyła drzwi i uściskała kobietę.
- Dzień dobry kochanie! Jesteście pewni, że dacie sobie radę? To w końcu trzy dni...
- Spokojnie, damy sobie radę, proszę jechać odpocząć i niczym się nie przejmować - Harry objął swoją dziewczynę ramieniem i wyciągnął rękę po nosidełko z Teddy'm.
- No dobrze... Za trzy dni wieczorem wpadnę po niego, dobrze? - Andromeda nie wydawała się do końca przekonana czy dobrze robi, ale widząc przekonanie w oczach Harry'ego i Ginny, trochę się uspokajała.
- Nie ma problemu, do zobaczenia! - pożegnali się i wnieśli dziecko do domu.
Gdy Harry wraz z przyjaciółmi porządkowali dom, on od razu zaadoptował jeden pokój dla swojego syna chrzestnego. Teraz zanieśli go do pokoiku, który był pięknie wykończony. Na ścianach była szaro-niebieska tapeta w hipogryfy, na środku stało łóżeczko nad którym była karuzela ze smokami, hipogryfami i jednym małym testralem. Ginny domyśliła się, że testral to pomysł Harry'ego. Ponadto w pokoju było kilka szafek, a na oknie jakaś mała roślinka.
- Tu jest pięknie! -
- Dziękuje, starałem się - Harry wyjął chłopczyka i przełożył do łóżeczka, a ten dalej się nie obudził. Jego włoski zmieniły kolor z ognistej czerwieni na czarne jak smoła albo inaczej czarne jak włosy Harry'ego. - Jeszcze tylko zaklęcie alarmujące i będę miał wszystko pod kontrolą. - To mówiąc machnął różdżką i przytulając Ginny, której po głowie kotłowały się setki myśli odnośnie tego, że jej chłopak będzie wspaniałym ojcem, wyszli na korytarz.
- HAARRYY! WRÓCI- AUUĆ! -
- JAK MOGŁEŚ ZAPOMNIEĆ, ŻE DZISIAJ MIAŁ PRZYJECHAĆ TEDDY! PEWNIE ŚPI, A TY KRZYCZYSZ - AUUUĆ!
- Ty też krzyczysz.
Harry i Ginny, którzy zdążyli zejść na parter, zobaczyli Rona i Hermionę, obładowanych ich rzeczami, z różdżkami w rękach, którymi to chyba właśnie wymierzali sobie sprawiedliwość.
- Tak, Teddy jest w domu, ale na szczęście oprócz zaklęcia alarmującego założyłem też wyciszające. Już wróciliście? Myślałem, że rzeczy miało być więcej. - uśmiechnął się do nich przebiegle, a ku jego zdumieniu to Ron zrobił się czerwony i coś wybąkał.
- Daj spokój. Widzę, że Ginny ciągle tu jest, a to tłumaczy dlaczego Molly jak nas zobaczyła to chciała wyrzucić z domu - Ginny założyła ręce na piersi i przybrała minę "no co ty nie powiesz?", ale nikt się tym specjalnie nie przejął, chociaż Ron wciągnął ze świstem powietrze, w porę zauważył jednak różdżkę Harry'ego która już była w jego ręce i zaczął zbierać rozsypane przedmioty. - w każdym razie, dzisiaj jest kolacja w Norze i jeśli się nie stawicie to... jak to było? aha. "Śmierciożercy nie zrujnowali tego domu tak jak ja to zrobię. Zrozumieliście? - uśmiechnęła się przyjaźnie, a za chwilę cała czwórka wybuchnęła śmiechem, który zmieszał się z alarmem.
- Oho! To chodźmy zobaczyć jak mój przyszywany syn zachowuje się w nowym miejscu. - i wszyscy zapomniawszy o rozsypanych klamotach skierowali się do pokoju najmłodszego Lupina.